Właśnie po seansie. Coenowie znowu sięgnęli po gatunek westernu a raczej anty westernu. W balladzie... niczym bracia Grimm Coenowie snują swoje filmowe baśnie. I podobnie jak u niemieckich pisarzy mamy tu 6 różnych smakowo dań, najczęściej z kombinacji składników: okrucieństwa, makabry, metafory, a wszystko przyprawione szczyptą ironii i polane gęstym sosem czarnego humoru. Dania te podane na przepięknej zastawie składającej się z kadrów autorstwa Bruno Delbonnela konsumujemy w towarzystwie doborowej obsady. Po prostu palce lizać.